środa, 21 października 2015

Rozdział pierwszy.

Powoli dochodziło do mnie, że to już definitywny koniec. Walczyliśmy ile sił w naszych sercach, dopóki każde z nas nie poczuło dostatecznej pustki, która nastała szybciej niż nam się wydawało. Gdybym wiedziała, że tak to się skończy już dawno nie byłoby mnie tutaj, jednak ani jeden centymetr mojego ciała nie żałował miłości jaką obdarowałam Viktora. Spotkałam go w swoim życiu w jakimś celu – jasne, teraz nawet nie wiedziałam dokładnie w jakim ale na pewno niedługo się dowiem. Starałam się o tym nie myśleć, jednak nie za bardzo potrafiłam stawić temu opór. Miłość to coś więcej niż seks i trzymanie się za rączkę - tego właśnie mnie nauczył. Trzymaliśmy się w każdym najgorszym momencie naszego życia, żeby teraz odejść każde w swoją stronę. Pewnie kiedyś przestanę czuć do niego to co teraz i pozostanie już tylko sentyment jednak jakaś cząstka mnie będzie kochać go nadal. Nigdy też nie spodziewałam się, że tak szybko o mnie zapomni. 
Och, jak bardzo się myliłam.
Krążyłam niespokojnie po dworcu szukając peronu z którego odjeżdża mój pociąg. Miałam jeszcze piętnaście minut do jego przyjazdu, jednak wolałam być wcześniej i poczekać niż się spóźnić. Była jesień, więc deszcz był całkowicie normalnym zjawiskiem jak na tę porę roku ale żeby śnieg? Nawet moje włosy przeciwstawiały się pogodzie, pusząc się i zamieniając w burzę loków.
Nagle poczułam szturchnięcie w bok. Odwróciłam się i zobaczyłam małego chłopca, który bacznie mi się przyglądał. Jego policzki były lekko zaczerwienione, co dodawało mu niesamowitego uroku.  
- Przepraszam, czy mogłaby pani pokazać mi gdzie jest piąty peron? 
Zawiał silny zimny wiatr, porywając mu czapkę którą trzymał w wolnej dłoni. Chłopiec odwrócił się i pędem ruszył za swoja własnością. Niefortunnie spadła prosto w dół gdzie znajdowały się tory. Bez problemu mógł tam zejść, aczkolwiek z wejściem był już większy problem. Stałam i przyglądałam się jak wskakuje do dziury i znika z moich oczu. Podeszłam bliżej z chęcią pomocy brzdącowi, gdy nagle rozniósł się dźwięk nadjeżdżającego pociągu. Uniosłam wyżej głowę rozglądając się gdzie się teraz znajduje i jak dużo mamy czasu. Pociąg był blisko. Zdecydowanie za blisko. 
Nie myśląc zbyt wiele wskoczyłam do środka, złapałam chłopca za kurtkę i wrzuciłam go szybko na górę. Miałam niecałe metr siedemdziesiąt wzrostu, więc bez problemu mogłam wejść z powrotem - gdyby nie to, że zaklinowała mi się noga. Próbowałam się wydostać, szarpałam nogą ile miałam tylko sił. Podniosłam głowę i zobaczyłam lokomotywę niecałe dziesięć metrów ode mnie. Pędziła prosto na mnie. 
- Boże – zdążyłam szepnąć i dźwięk pociągu ucichł. Tak samo jak wszystko inne wokół.

Jakimś cudem żyję. A przynajmniej tak mi się wydaję, bo nie mogę podnieść powiek. Silne uderzenie sprawiło, że zakręciło mi się w głowie. Moje serce biło niesamowicie szybko powodując u mnie tachykardię. 
- Myślicie, że się nada?
Znałam ten głos. Byłam pewna, że to ten chłopiec którego próbowałam uratować przed pociągiem. Ktoś pociągnął mnie za włosy, cicho syknęłam wyrażając swoje niezadowolenie. Znowu poczułam szarpnięcie, tym razem na twarzy i nagle poraziło mnie światło. Leżałam na czymś twardym i mokrym, jakby na mokrej podłodze, jednak ta miała uwypuklenia co wskazywałoby na ziemie, bądź jakąś skałę. W tle odbijał się dźwięk. Kap, kap. Myślałam, że to woda, ale równie dobrze mogło to być cokolwiek innego. 
- Witamy w Nowym Świecie.
Mój obraz był bardzo zamazany. Miałam sporą wadę wzroku, dodatkowo oślepiło mnie światło, co utrudniało mi skupienie obrazu w jednym punkcie. Po chwili nabrało nieznacznej ostrości na tyle, żeby zobaczyć co się dzieje. 
Pierwsze co zwróciło moją uwagę to dziecko siedzące na przeciwko mnie, w różowej sukience. Pod szyją miała czarny kołnierzyk, na talii w tym samym kolorze pasek. Długie kręcone włosy opadały na jej małe ramiona. Miała może z sześć lat, góra osiem. Przyglądała mi się równie dokładnie. Po chwili uśmiechnęła się.
- Nadaje - oznajmiła wstając z ziemi i otrzepując tiulowy dół sukienki. Wyglądała jak porcelanowa lalka.
Ktoś mnie podniósł i oparł o ścianę. Dopiero wtedy dostrzegłam, że jesteśmy w zimnej jaskini, za nami rozpalone było ognisko, które oświetlało niewielki jej fragment. Bolała mnie głowa i ciężko było mi ją obrócić. 
- Cieszę się - stwierdził chłopiec, którego już wcześniej poznałam. 
- Co tu się dzieje - mój głos był tak cichy, że zdziwiłam się gdy zwrócili na mnie uwagę - Pociąg.. gdzie ten cholerny pociąg... 
- Nie było żadnego pociągu - sparaliżowało mnie. Dziewczynka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, pokazując zęby. Jak to "nie było żadnego pociągu"? Przecież doskonale pamiętam. To niemożliwe. 
- Wiem, co sobie teraz myślisz. Też tak myślałem kiedy pierwszy raz tu przybyłem - teraz ten chłopiec wydawał mi się starszy niż wcześniej. Na dworcu miał ledwo metr czterdzieści wzrostu i te urocze, czerwone policzki. Myślałam, że ma może dziesięć lat, ale z pewnością był starszy. - To Nowy Świat - słyszę to już drugi raz odkąd się ocknęłam - Miejsce w którym żeby przeżyć trzeba walczyć o swoje. 
- Zabijać. To chciałeś powiedzieć, młody - obok niego usiadł drugi, dużo starszy chłopak. 
- Oj, jakie zabijać. Nie przesadzaj - chłopiec uśmiechnął się pokazując szczerbate zęby. 
Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam gdzie jestem, co tu robię i kim są ci ludzie. Modliłam się żeby był to kolejny głupi sen z którego zaraz się obudzę. Byłam pewna, że spowodowane jest to uderzeniem pociągu - którego nie powinnam przeżyć, ale jakimś cudem  jestem tu, nawet oddycham bez większych problemów - i mam jakieś chore przywidzenia.
- Może od początku - nieznajoma dziewczynka pochyliła się nade mną wybudzając mnie z transu - Jestem Marnie, ten mały którego już znasz to Ben, a ten obok to Matt - pokazała palcem każdego po kolei - Jest nas troszkę więcej, ale myślę, że nie chciałabyś ich poznać. Pójdziemy teraz w głąb jaskini więc nie przestrasz się tego co zobaczysz.
Matt podszedł do mnie i szybkim ruchem podniósł moje drobne ciało do góry. Moja głowa opadła mimowolnie na jego klatkę piersiową.
- Lepiej będzie jak się jeszcze zdrzemniesz – szepnął spoglądając na mnie.
- Przecież cały czas śnię.
Nie znałam ich ale miałam dziwne przeczucie, że mogłam im zaufać. Przecież gdyby chcieli mi coś zrobić, już dawno bym nie żyła. Zastanawiała mnie tylko kwestia co to za miejsce i jak się tu znalazłam. Co to, nowa część Harrego Pottera? Przecież to niemożliwe, takie rzeczy nie istnieją. Tak samo jak ninja, chociaż zawsze chciałam być jednym z nich.
 Szliśmy jakiś czas w ciszy i ciemności. Moje oczy nie mogły się nadal przyzwyczaić w stu procentach do warunków w jakich byliśmy. Byłam cała zmarznięta, nawet ciepło ciała Matta nic nie dawało. Marzyłam tylko o tym, żeby znowu znaleźć się w moim ciepłym łóżku. Zaczęłam zastanawiać się jak wrócę do domu i czy jest to w ogóle możliwe.
Po jakiś dwudziestu minutach marszu na końcu tunelu pojawiło się światło. Widziałam dokładny zarys Marnie, która szła przed nami stawiając małe, dziecięce kroki. Przerażało mnie to w jaki sposób ta mała zachowywała się w tej absurdalnej sytuacji. Ciągle się uśmiechała, nawet na chwilę nie okazała zwątpienia. Jej włosy obijały się o drobny kark a sukienka unosiła się przy każdym ruchu. Wtedy zauważyłam, że była postrzępiona na samych brzegach. Dotarliśmy do większej groty z której wydobywało się światło. Marnie stanęła na środku przejścia i strzepała błoto z ubrania.
Matt ominął ją i szybkim krokiem przeszedł przez grotę. Byłam jeszcze lekko otumaniona, więc nie zdążyłam ogarnąć jej wzrokiem. Dostrzegłam jedynie ślady krwi na ścianach jaskini i wykute w nich dziury. Nie były zbyt duże, jednak ciekawa byłam po co zostały wykonane. W jednej chwili ogarnęło mnie niesamowite zmęczenie. Nie mogłam się powstrzymać od zamknięcia powiek.
Zasnęłam, głębokim i twardym snem.

Śnił mi się Viktor. Prosił, żebym do niego wróciła, że zrobi wszystko, abym była szczęśliwa. Chciałam go przytulić i poprosić, żeby zabrał mnie do domu ale nie mogłam nic zrobić. Siedziałam bezwładnie, oparta o ścianę jaskini w której wcześniej się znajdowałam i przyglądałam się mu. Miałam wrażenie, że jest tak blisko, że mogę go dotknąć. Była między nami odległość kilku metrów jednak było coś, co nie pozwalało mi zbliżyć się do niego. Czułam jakbym była sparaliżowana. Viktor spojrzał na mnie, po chwili zmienił się jego wyraz twarzy.
- Jesteś jakaś popierdolona, jeśli myślisz, że to była miłość – stwierdził, uśmiechając się do mnie. Ścisnęło mnie w żołądku i poczułam jakbym miała zaraz zwymiotować. – I tak nie chciałem się już dzielić na dwie kobiety.
Mimo, że to był tylko sen czułam, jakby to działo się naprawdę. Moje serce w jednej chwili stanęło i rozprysło się na milion malutkich kawałków, raniąc mnie od środka. Chciałam wstać, uderzyć go w twarz tak mocno, jak on teraz skrzywdził mnie, ale nie mogłam. Wtedy zaczęłam bezgłośnie krzyczeć, starając się uciszyć mój ból.
Nagle za plecami Viktora pojawił się cień i ręka, która po chwili wbiła  się prosto w jego brzuch. Widziałam zarys, kiedy się w nim poruszała, jakby czegoś szukała. Viktor stał w bezruchu, bacznie obserwując nieznajomą dłoń w jego wnętrzu. W ciągu kilku następnych sekund kończyna wydostała się na zewnątrz cała we krwi, trzymając tętniące jeszcze serce, które rzuciło przed moje nogi.
- Skurwiele nigdy nie kończą na pierwszej zdradzie. Nie wybaczaj, zabij go.

Podniosłam się, szybko dysząc i łapiąc się za gardło. Do oczu napłynęły mi łzy i zaczęły spływać po policzkach, rozmazując szczątki makijażu. Boże, co to był za chory sen. Otarłam twarz i uniosłam głowę, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam.
Znowu jaskinia, mogłam się spodziewać. Leżałam na czymś miękkim i niesamowicie ciepłym. Pod palcami wyczuwałam długie włosy i po chwili wszystko mi zbrzydło – to było prawdziwe futro jakiegoś stworzenia. Podniosłam się szybko powstrzymując się od wymiotów. Nienawidziłam ludzi, którzy zabijali zwierzęta dla własnych chorych zachcianek.
- Już wstałaś – stwierdził Ben, którego dopiero wtedy dostrzegłam. Siedział w kącie jaskini i coś strugał. Wyglądał na zadowolonego.
- Możesz mi wytłumaczyć, co się tu właściwie dzieje? – zbliżyłam się do niego. Miałam ochotę złapać go i przycisnąć do ściany – Coś mi zrobił i jak się tu kurwa znalazłam?
- Tak jak my. Ten pajac wyżej dał ci drugą szansę – powiedział, podnosząc jedną dłoń i wskazując w górę. Nie spojrzał nawet w moją stronę, nadal bawił się żelastwem – Myślisz, że chciałem cię tu przyprowadzić? Wiele lat minęło odkąd widziałem nasz świat. Jak dla mnie mogłabyś w ogóle się tu nie pojawiać, nie potrzebna nam kolejna niezdara.
- Ty mały gnojku… - zaczęłam, zaciskając mocniej pięści – Nie chcę mieć z Wami nic wspólnego. Chcę tylko wrócić do mojego pieprzonego domu…
- W którym czeka na ciebie ten gość, którego wołałaś przez sen? Viktor, tak? Och, Viktor! – jęknął z politowaniem, rzucając narzędzie w stronę ściany – Czy tego chcesz czy nie, jesteś tutaj. Nie ma możliwości powrotu, przyzwyczajaj się do tego. – Uśmiechnął się, ukazując swoje szczerbate zęby. Opuściłam ręce z rezygnacją i spojrzałam na swoje zniszczone glany. Błoto powoli z nich odpadało i ledwo mogłam dostrzec ich kolor.
Bałam się coraz bardziej - to działo się naprawdę i już nigdy nie wrócę do domu.  W jednej chwili poczułam jak świat wali mi się pod nogami. Nie wiedziałam nic, miałam totalną pustkę w mojej głowie. Miałam ochotę zawyć z przerażenia. Gdzie moje zwykłe, czasem nudne życie?
- Będzie dobrze – rzucił od niechcenia Ben, podnosząc się z ziemi. Otrzepał ciemnozielone spodnie i ruszył w stronę wyjścia – Chodź, pokażę Ci wszystko.

Bennett – bo tak brzmiało pełne imię chłopaka – miał około szesnastu lat. Nie pamięta skąd dokładnie pochodzi, ponieważ miał zaniki pamięci. W Nowym świecie jest najdłużej ze wszystkich poznanych mi osób, ale sam nie potrafi określić tego w latach.
- Wiesz, czasem mam wrażenie, że tutaj czas stoi w miejscu. Niewiele się zmieniłem fizycznie, ciągle posiadam te same dziecięce dłonie, ale potrafię podnieść większe ciężary bez najmniejszego problemu.
Wyglądem przypominał trochę przerośniętego dwunastolatka. Miał krótkie blond włosy, które układały się w każdym kierunku. Miałam wrażenie, że jego wielkie, niebieskie oczy są przepełnione żalem. Kiedy się uśmiechał widziałam kilka wyłamanych zębów, trójki były miały mocno zaostrzone końce i tylko one wyglądały idealnie. Na jego dłoniach widniało sporo blizn i odcisków. Gdyby nie miejsce w jakim się znalazł, byłby w przyszłości całkiem przystojnym mężczyzną.
- A pociąg? – spytałam, kucając obok chłopaka.
Wyprowadził mnie na zewnątrz jaskini, abym mogła zobaczyć gdzie dokładnie się znajdujemy. Byliśmy na jakiejś górze, zasłonięci koronami drzew. Las zajmował prawie całe moje pole widzenia. W oddali zza drzew wyłaniał się dach budynku, którego nie potrafiłam w żaden sposób określić.
- To tylko iluzja. Kiedy cię dotknąłem, przeniosłem cię do innego wymiaru. Wybrałem cię spośród tych wszystkich ludzi przez Twoją powłokę. Świeciłaś się jak płonąca choinka – Ben zaśmiał się – Gdyby nie ja, przyszedłby po ciebie ktoś inny a uwierz mi, tego byś nie chciała.
- Jak to ktoś inny?
- Nie jesteśmy tu sami, Em. Jest tu nas o wiele więcej. Walczymy o przetrwanie. Gdzieś, tam za horyzontem – Ben wskazał palcem w stronę ledwo widocznego budynku – będzie nasz nowy dom.


*~*~*~*~*~*
Od autorki:
Początki bywają naprawdę trudne, szczególnie kiedy miało się niesamowicie długą przerwę od pisania. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować mój pomysł na nowe opowiadanie na tyle, aby ktoś naprawdę zainteresował się tą historią. Chciałabym napisać coś więcej ale wątpię żeby ktokolwiek moje wypociny czytał, a jeśli już tak się zdarzy to będę naprawdę szczęśliwa z tego powodu. 

Trzymajcie się ciepło - jeśli w ogóle tam jesteście - i do zobaczenia. :) 

3 komentarze: