Powoli dochodziło do mnie, że
to już definitywny koniec. Walczyliśmy ile sił w naszych sercach, dopóki każde
z nas nie poczuło dostatecznej pustki, która nastała szybciej niż nam się
wydawało. Gdybym wiedziała, że tak to się skończy już dawno nie byłoby mnie
tutaj, jednak ani jeden centymetr mojego ciała nie żałował miłości jaką
obdarowałam Viktora. Spotkałam go w swoim życiu w jakimś celu – jasne, teraz
nawet nie wiedziałam dokładnie w jakim ale na pewno niedługo się dowiem.
Starałam się o tym nie myśleć, jednak nie za bardzo potrafiłam stawić temu
opór. Miłość to coś więcej niż seks i trzymanie się za rączkę - tego właśnie
mnie nauczył. Trzymaliśmy się w każdym najgorszym momencie naszego życia, żeby
teraz odejść każde w swoją stronę. Pewnie kiedyś przestanę czuć do niego to co
teraz i pozostanie już tylko sentyment jednak jakaś cząstka mnie będzie kochać
go nadal. Nigdy też nie spodziewałam się, że tak szybko o mnie zapomni.
Och, jak bardzo się myliłam.
Krążyłam niespokojnie po
dworcu szukając peronu z którego odjeżdża mój pociąg. Miałam
jeszcze piętnaście minut do jego przyjazdu, jednak wolałam być
wcześniej i poczekać niż się spóźnić. Była jesień, więc deszcz był
całkowicie normalnym zjawiskiem jak na tę porę roku ale żeby śnieg? Nawet moje
włosy przeciwstawiały się pogodzie, pusząc się i zamieniając w burzę loków.
Nagle poczułam szturchnięcie
w bok. Odwróciłam się i zobaczyłam małego chłopca, który bacznie mi się
przyglądał. Jego policzki były lekko zaczerwienione, co dodawało mu
niesamowitego uroku.
- Przepraszam, czy mogłaby
pani pokazać mi gdzie jest piąty peron?
Zawiał silny zimny wiatr,
porywając mu czapkę którą trzymał w wolnej dłoni. Chłopiec odwrócił się i pędem
ruszył za swoja własnością. Niefortunnie spadła prosto w dół gdzie znajdowały
się tory. Bez problemu mógł tam zejść, aczkolwiek z wejściem był już większy
problem. Stałam i przyglądałam się jak wskakuje do dziury i znika z moich oczu.
Podeszłam bliżej z chęcią pomocy brzdącowi, gdy nagle rozniósł się dźwięk
nadjeżdżającego pociągu. Uniosłam wyżej głowę rozglądając się gdzie się teraz
znajduje i jak dużo mamy czasu. Pociąg był blisko. Zdecydowanie za
blisko.
Nie myśląc zbyt wiele
wskoczyłam do środka, złapałam chłopca za kurtkę i wrzuciłam go szybko na górę.
Miałam niecałe metr siedemdziesiąt wzrostu, więc bez problemu mogłam wejść z
powrotem - gdyby nie to, że zaklinowała mi się noga. Próbowałam się wydostać,
szarpałam nogą ile miałam tylko sił. Podniosłam głowę i zobaczyłam lokomotywę
niecałe dziesięć metrów ode mnie. Pędziła prosto na mnie.
- Boże – zdążyłam szepnąć i
dźwięk pociągu ucichł. Tak samo jak wszystko inne wokół.
Jakimś cudem żyję. A
przynajmniej tak mi się wydaję, bo nie mogę podnieść powiek. Silne uderzenie
sprawiło, że zakręciło mi się w głowie. Moje serce biło niesamowicie szybko
powodując u mnie tachykardię.
- Myślicie, że się nada?
Znałam ten głos. Byłam pewna,
że to ten chłopiec którego próbowałam uratować przed pociągiem. Ktoś pociągnął
mnie za włosy, cicho syknęłam wyrażając swoje niezadowolenie. Znowu poczułam
szarpnięcie, tym razem na twarzy i nagle poraziło mnie światło. Leżałam na
czymś twardym i mokrym, jakby na mokrej podłodze, jednak ta miała uwypuklenia
co wskazywałoby na ziemie, bądź jakąś skałę. W tle odbijał się dźwięk. Kap,
kap. Myślałam, że to woda, ale równie dobrze mogło to być cokolwiek
innego.
- Witamy w Nowym Świecie.
Mój obraz był bardzo
zamazany. Miałam sporą wadę wzroku, dodatkowo oślepiło mnie światło, co
utrudniało mi skupienie obrazu w jednym punkcie. Po chwili nabrało nieznacznej
ostrości na tyle, żeby zobaczyć co się dzieje.
Pierwsze co zwróciło moją
uwagę to dziecko siedzące na przeciwko mnie, w różowej sukience. Pod szyją
miała czarny kołnierzyk, na talii w tym samym kolorze pasek. Długie kręcone
włosy opadały na jej małe ramiona. Miała może z sześć lat, góra osiem.
Przyglądała mi się równie dokładnie. Po chwili uśmiechnęła się.
- Nadaje - oznajmiła wstając
z ziemi i otrzepując tiulowy dół sukienki. Wyglądała jak porcelanowa lalka.
Ktoś mnie podniósł i oparł o
ścianę. Dopiero wtedy dostrzegłam, że jesteśmy w zimnej jaskini, za nami
rozpalone było ognisko, które oświetlało niewielki jej fragment. Bolała mnie
głowa i ciężko było mi ją obrócić.
- Cieszę się - stwierdził
chłopiec, którego już wcześniej poznałam.
- Co tu się dzieje - mój głos
był tak cichy, że zdziwiłam się gdy zwrócili na mnie uwagę - Pociąg.. gdzie ten
cholerny pociąg...
- Nie było żadnego pociągu -
sparaliżowało mnie. Dziewczynka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, pokazując
zęby. Jak to "nie było żadnego pociągu"? Przecież doskonale pamiętam.
To niemożliwe.
- Wiem, co sobie teraz
myślisz. Też tak myślałem kiedy pierwszy raz tu przybyłem - teraz ten chłopiec
wydawał mi się starszy niż wcześniej. Na dworcu miał ledwo metr czterdzieści
wzrostu i te urocze, czerwone policzki. Myślałam, że ma może dziesięć lat, ale
z pewnością był starszy. - To Nowy Świat - słyszę to już drugi raz odkąd się
ocknęłam - Miejsce w którym żeby przeżyć trzeba walczyć o swoje.
- Zabijać. To chciałeś
powiedzieć, młody - obok niego usiadł drugi, dużo starszy chłopak.
- Oj, jakie zabijać. Nie
przesadzaj - chłopiec uśmiechnął się pokazując szczerbate zęby.
Miałam mętlik w głowie. Nie
wiedziałam gdzie jestem, co tu robię i kim są ci ludzie. Modliłam się żeby był
to kolejny głupi sen z którego zaraz się obudzę. Byłam pewna, że spowodowane
jest to uderzeniem pociągu - którego nie powinnam przeżyć, ale jakimś cudem
jestem tu, nawet oddycham bez większych problemów - i mam jakieś chore
przywidzenia.
- Może od początku -
nieznajoma dziewczynka pochyliła się nade mną wybudzając mnie z transu - Jestem
Marnie, ten mały którego już znasz to Ben, a ten obok to Matt - pokazała palcem
każdego po kolei - Jest nas troszkę więcej, ale myślę, że nie chciałabyś ich
poznać. Pójdziemy teraz w głąb jaskini więc nie przestrasz się tego co
zobaczysz.
Matt podszedł do mnie i
szybkim ruchem podniósł moje drobne ciało do góry. Moja głowa opadła mimowolnie
na jego klatkę piersiową.
- Lepiej będzie jak się
jeszcze zdrzemniesz – szepnął spoglądając na mnie.
- Przecież cały czas śnię.
Nie znałam ich ale miałam
dziwne przeczucie, że mogłam im zaufać. Przecież gdyby chcieli mi coś zrobić,
już dawno bym nie żyła. Zastanawiała mnie tylko kwestia co to za miejsce i jak
się tu znalazłam. Co to, nowa część Harrego Pottera? Przecież to niemożliwe,
takie rzeczy nie istnieją. Tak samo jak ninja, chociaż zawsze chciałam być
jednym z nich.
Szliśmy jakiś czas w
ciszy i ciemności. Moje oczy nie mogły się nadal przyzwyczaić w stu procentach
do warunków w jakich byliśmy. Byłam cała zmarznięta, nawet ciepło ciała Matta
nic nie dawało. Marzyłam tylko o tym, żeby znowu znaleźć się w moim ciepłym
łóżku. Zaczęłam zastanawiać się jak wrócę do domu i czy jest to w ogóle
możliwe.
Po jakiś dwudziestu minutach
marszu na końcu tunelu pojawiło się światło. Widziałam dokładny zarys Marnie,
która szła przed nami stawiając małe, dziecięce kroki. Przerażało mnie to w
jaki sposób ta mała zachowywała się w tej absurdalnej sytuacji. Ciągle się
uśmiechała, nawet na chwilę nie okazała zwątpienia. Jej włosy obijały się o
drobny kark a sukienka unosiła się przy każdym ruchu. Wtedy zauważyłam, że była
postrzępiona na samych brzegach. Dotarliśmy do większej groty z której
wydobywało się światło. Marnie stanęła na środku przejścia i strzepała błoto z
ubrania.
Matt ominął ją i szybkim
krokiem przeszedł przez grotę. Byłam jeszcze lekko otumaniona, więc nie
zdążyłam ogarnąć jej wzrokiem. Dostrzegłam jedynie ślady krwi na ścianach
jaskini i wykute w nich dziury. Nie były zbyt duże, jednak ciekawa byłam po co
zostały wykonane. W jednej chwili ogarnęło mnie niesamowite zmęczenie. Nie
mogłam się powstrzymać od zamknięcia powiek.
Zasnęłam, głębokim i twardym
snem.
Śnił mi się Viktor. Prosił,
żebym do niego wróciła, że zrobi wszystko, abym była szczęśliwa. Chciałam go
przytulić i poprosić, żeby zabrał mnie do domu ale nie mogłam nic zrobić.
Siedziałam bezwładnie, oparta o ścianę jaskini w której wcześniej się
znajdowałam i przyglądałam się mu. Miałam wrażenie, że jest tak blisko, że mogę
go dotknąć. Była między nami odległość kilku metrów jednak było coś, co nie
pozwalało mi zbliżyć się do niego. Czułam jakbym była sparaliżowana. Viktor
spojrzał na mnie, po chwili zmienił się jego wyraz twarzy.
- Jesteś jakaś popierdolona,
jeśli myślisz, że to była miłość – stwierdził, uśmiechając się do mnie.
Ścisnęło mnie w żołądku i poczułam jakbym miała zaraz zwymiotować. – I tak nie
chciałem się już dzielić na dwie kobiety.
Mimo, że to był tylko sen
czułam, jakby to działo się naprawdę. Moje serce w jednej chwili stanęło i
rozprysło się na milion malutkich kawałków, raniąc mnie od środka. Chciałam
wstać, uderzyć go w twarz tak mocno, jak on teraz skrzywdził mnie, ale nie
mogłam. Wtedy zaczęłam bezgłośnie krzyczeć, starając się uciszyć mój ból.
Nagle za plecami Viktora
pojawił się cień i ręka, która po chwili wbiła się prosto w jego brzuch.
Widziałam zarys, kiedy się w nim poruszała, jakby czegoś szukała. Viktor stał w
bezruchu, bacznie obserwując nieznajomą dłoń w jego wnętrzu. W ciągu kilku
następnych sekund kończyna wydostała się na zewnątrz cała we krwi, trzymając
tętniące jeszcze serce, które rzuciło przed moje nogi.
- Skurwiele nigdy nie kończą
na pierwszej zdradzie. Nie wybaczaj, zabij go.
Podniosłam się, szybko dysząc
i łapiąc się za gardło. Do oczu napłynęły mi łzy i zaczęły spływać po
policzkach, rozmazując szczątki makijażu. Boże, co to był za chory sen. Otarłam
twarz i uniosłam głowę, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym się
znajdowałam.
Znowu jaskinia, mogłam się
spodziewać. Leżałam na czymś miękkim i niesamowicie ciepłym. Pod palcami
wyczuwałam długie włosy i po chwili wszystko mi zbrzydło – to było prawdziwe
futro jakiegoś stworzenia. Podniosłam się szybko powstrzymując się od wymiotów.
Nienawidziłam ludzi, którzy zabijali zwierzęta dla własnych chorych zachcianek.
- Już wstałaś – stwierdził
Ben, którego dopiero wtedy dostrzegłam. Siedział w kącie jaskini i coś strugał.
Wyglądał na zadowolonego.
- Możesz mi wytłumaczyć, co
się tu właściwie dzieje? – zbliżyłam się do niego. Miałam ochotę złapać go i
przycisnąć do ściany – Coś mi zrobił i jak się tu kurwa znalazłam?
- Tak jak my. Ten pajac wyżej
dał ci drugą szansę – powiedział, podnosząc jedną dłoń i wskazując w górę. Nie
spojrzał nawet w moją stronę, nadal bawił się żelastwem – Myślisz, że chciałem cię tu przyprowadzić? Wiele lat minęło odkąd widziałem nasz świat. Jak dla mnie
mogłabyś w ogóle się tu nie pojawiać, nie potrzebna nam kolejna niezdara.
- Ty mały gnojku… - zaczęłam,
zaciskając mocniej pięści – Nie chcę mieć z Wami nic wspólnego. Chcę tylko
wrócić do mojego pieprzonego domu…
- W którym czeka na ciebie
ten gość, którego wołałaś przez sen? Viktor, tak? Och, Viktor! – jęknął z
politowaniem, rzucając narzędzie w stronę ściany – Czy tego chcesz czy nie, jesteś
tutaj. Nie ma możliwości powrotu, przyzwyczajaj się do tego. – Uśmiechnął się,
ukazując swoje szczerbate zęby. Opuściłam ręce z rezygnacją i spojrzałam na
swoje zniszczone glany. Błoto powoli z nich odpadało i ledwo mogłam dostrzec
ich kolor.
Bałam się coraz bardziej - to
działo się naprawdę i już nigdy nie wrócę do domu. W jednej chwili
poczułam jak świat wali mi się pod nogami. Nie wiedziałam nic, miałam totalną
pustkę w mojej głowie. Miałam ochotę zawyć z przerażenia. Gdzie moje zwykłe,
czasem nudne życie?
- Będzie dobrze – rzucił od
niechcenia Ben, podnosząc się z ziemi. Otrzepał ciemnozielone spodnie i ruszył
w stronę wyjścia – Chodź, pokażę Ci wszystko.
Bennett – bo tak brzmiało
pełne imię chłopaka – miał około szesnastu lat. Nie pamięta skąd dokładnie
pochodzi, ponieważ miał zaniki pamięci. W Nowym świecie jest najdłużej ze
wszystkich poznanych mi osób, ale sam nie potrafi określić tego w latach.
- Wiesz, czasem mam wrażenie,
że tutaj czas stoi w miejscu. Niewiele się zmieniłem fizycznie, ciągle posiadam
te same dziecięce dłonie, ale potrafię podnieść większe ciężary bez
najmniejszego problemu.
Wyglądem przypominał trochę
przerośniętego dwunastolatka. Miał krótkie blond włosy, które układały się w
każdym kierunku. Miałam wrażenie, że jego wielkie, niebieskie oczy są
przepełnione żalem. Kiedy się uśmiechał widziałam kilka wyłamanych zębów, trójki
były miały mocno zaostrzone końce i tylko one wyglądały idealnie. Na jego
dłoniach widniało sporo blizn i odcisków. Gdyby nie miejsce w jakim się
znalazł, byłby w przyszłości całkiem przystojnym mężczyzną.
- A pociąg? – spytałam,
kucając obok chłopaka.
Wyprowadził mnie na zewnątrz
jaskini, abym mogła zobaczyć gdzie dokładnie się znajdujemy. Byliśmy na jakiejś
górze, zasłonięci koronami drzew. Las zajmował prawie całe moje pole widzenia.
W oddali zza drzew wyłaniał się dach budynku, którego nie potrafiłam w żaden
sposób określić.
- To tylko iluzja. Kiedy cię
dotknąłem, przeniosłem cię do innego wymiaru. Wybrałem cię spośród tych
wszystkich ludzi przez Twoją powłokę. Świeciłaś się jak płonąca choinka – Ben
zaśmiał się – Gdyby nie ja, przyszedłby po ciebie ktoś inny a uwierz mi, tego
byś nie chciała.
- Jak to ktoś inny?
- Nie jesteśmy tu sami, Em.
Jest tu nas o wiele więcej. Walczymy o przetrwanie. Gdzieś, tam za horyzontem –
Ben wskazał palcem w stronę ledwo widocznego budynku – będzie nasz nowy dom.
*~*~*~*~*~*
Od autorki:
Początki bywają naprawdę trudne, szczególnie kiedy miało się niesamowicie długą przerwę od pisania. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować mój pomysł na nowe opowiadanie na tyle, aby ktoś naprawdę zainteresował się tą historią. Chciałabym napisać coś więcej ale wątpię żeby ktokolwiek moje wypociny czytał, a jeśli już tak się zdarzy to będę naprawdę szczęśliwa z tego powodu.
Trzymajcie się ciepło - jeśli w ogóle tam jesteście - i do zobaczenia. :)
KIEDY NASTĘPNY ROZDZIAŁ?! ;D
OdpowiedzUsuńNiedługo. :)
UsuńCiekawie sie zapowiada :) czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały:)
OdpowiedzUsuń