poniedziałek, 28 września 2015

Prolog.

Gdybym miała tylko szansę, aby go mu przedstawić. Blokuję mnie tylko jedno – niepewność. Boję się, że nigdy nie zrozumie tego tak dobrze jak ja. Kiedyś mogłabym powiedzieć wszystko co miałam w swojej naiwnej głowie ale dzisiaj mam co do tego wątpliwości.
Pierwsze co pamiętam to słońce. Unosiło się tak nisko, że miałam wrażenie jakby wisiało nad moją głową i paliło moje zniszczone włosy. Nie czułam nawet podmuchu wiatru. Było przeraźliwie duszno, co utrudniało mi znacząco oddychanie. Wokół mnie znajdował się ciemny piasek, którego nie było końca. Mogłabym przyrównać to do pustyni ale bardziej wyglądało to na pozostałości po spalonym lesie.
Czułam się dziwnie. Tak jakbym nie była tu pierwszy raz. Miałam wrażenie, że znam to miejsce doskonale. Bardzo chciałam sobie przypomnieć gdzie jestem, ale nie potrafiłam. Zdezorientowana stałam tam chwilę, dopóki nie ocknęłam się całkowicie.
Po chwili zauważyłam, że byłam prawie naga. Miałam na sobie podartą sukienkę, która odsłaniała połowę mojego brzucha i ledwo trzymała się górnej części na kawałku materiału. Nie potrafiłam określić jej koloru – myślałam, że jest czerwona, ale dostrzegłam na niej dziwne plamy. Dotknęłam ich dłonią, nadal były mokre. Koniuszki moich placów zmieniły kolor na bordowy i wtedy do mnie doszło – to była krew. Ciemna ciecz znajdowała się nie tylko na sukience. Spływała powoli po moich nogach. Nic mnie nie bolało, nie widziałam żadnej rany na swoim ciele. Krew zmieszała się po części z błotem znajdującym się na moich stopach i łydkach. Nie było tu żadnej wody, więc skąd to błoto? Nie miałam zielonego pojęcia.
Wtedy go dostrzegłam. Stał przede mną i uśmiechał się. Wywołało to we mnie natychmiastowe przerażenie. Chciałam krzyczeć i uciec jak najdalej ale nie mogłam. Stałam tam jak sparaliżowana. Poczułam jak nogi zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa i uginają się pode mną. Upadłam gwałtownie na ziemię, wywołując huk i ból. Nadal nic nie mówił. Zaczęłam krzyczeć. Czułam tylko jak moje ciało opada coraz bardziej z sił.
- Kurwa – szepnęłam wykorzystując resztkę energii. Osunęłam się powoli na ziemię zamykając przy tym oczy. Tak bardzo chciałam, żeby to się skończyło. Nie spodziewałam się tego, co miałam zaraz zobaczyć.
Leżał obok mnie. Nie widziałam jego twarzy, była tak zmasakrowana, że nie byłabym w stanie nikogo w niej rozpoznać. Z jego ust - a raczej ich pozostałości - płynęła krew. Chłopak który przed chwilą stał przede mną leżał teraz martwy. Nie uśmiechał się już tak jak wcześniej. Moje pole widzenia było ograniczone, nie widziałam nic poza jego obrzydliwą twarzą. Chociaż chciałam obrócić wzrok, to zwyczajnie nie byłam w stanie tego zrobić.
Poczułam się dziwnie spokojna. Myślę, że w tamtej chwili powinnam się bać jeszcze bardziej niż wcześniej. Jednak było coś, co sprawiało, że wszystko odpłynęło.
Zaczął padać deszcz.



- Miałam sen. Zabiłam Cię w nim – oświadczyłam bez zastanowienia. Poczułam na sobie spojrzenie Wiktora, który tylko prychnął cicho pod nosem. Łóżko zaskrzypiało pod jego masywnym ciałem. Obserwowałam go cały ten czas.
- Chyba sobie żartujesz – zaśmiał się – widzisz te mięśnie?
- Wymieniłeś je sobie za mózg – warknęłam.
Kolejny dzień bez kłótni dniem straconym. Branie tego syfu wcale mu nie pomogło. Było coraz gorzej. Obiecywał, że to rzuci każdego dnia odkąd pobił naszego sąsiada. Miałam tego po dziurki w nosie ale czy to coś znaczyło? Dla niego z pewnością nic. Sterydy stały się jego nową pasją, zajmując moje wywalczone tyle lat temu miejsce. Miłość która kiedyś między nami była chyba zniknęła na dobre. Chyba, bo czasem powraca, szczególnie kiedy pakuję swoje rzeczy.
Nie byłam pewna czy w moim śnie rzeczywiście go zabiłam. Powiedziałam to tylko po to, aby go wkurzyć. Oczywiście bezskutecznie. Mogłam podejrzewać, że mój umysł płata mi figle. Ostatnio cierpiałam na bezsennością a kiedy już zasnęłam miałam koszmary. Ten jednak różnił się od poprzednich, w tym śnie to ja przeżyłam. Spodziewałam się, że wszystko ma związek z naszymi kłótniami i problemami w pracy, ale żeby aż tak?
Wiktor siedział nadal na łóżku i patrzył pustym wzrokiem w ścianę. Na jego nagich plecach widniał duży tatuaż z podobizną groźnego wilka, prawie taki sam jak mój. Różnica była taka, że mój był jego łagodną wersją – miał symbolizować moją naturę. Zrobiliśmy je razem kilka lat temu, kiedy byliśmy bardzo szczęśliwi.
– Wiesz, czasem się zastanawiam czy nie marnuję czasu. – zaczął – Mam dość tych kłótni, ciągłych pretensji...
–  Przestań brać, może wtedy coś się zmieni.
– Przecież wiesz, że nie mogę...
– Nie, Wiktor. Ty nie chcesz przestać. – syknęłam – Jesteśmy ze sobą 7 lat a Ty zachowujesz się jakbym nic dla Ciebie nie znaczyła. Jesteś agresywny, zrozum to w końcu. Nie mam zamiaru dalej tak żyć. 
Coś we mnie pękło. Miałam ochotę krzyczeć i płakać, ale nie miałam już na to sił. Podniosłam się z materaca i chwyciłam walizkę, która stała spakowana od tygodnia.
–  Co Ty robisz? - podniósł się i złapał mnie mocno za ramię – Myślisz, że tak po prostu dam Ci odejść?!
–  Nie boję się Ciebie - skłamałam. Strasznie się bałam – Puść mnie, to boli! - Nagle cofnął rękę. Przez chwilę w jego oczach widziałam przerażenie. Wiedział dobrze, że sam nie da sobie rady. Nie miał gdzie pójść. Chciałam go przytulić ale wiedziałam, że jeśli to zrobię to kolejny raz przegram i nic się nie zmieni a ja naprawdę nie miałam ochoty tego ciągnąć. Wiem, że każda inna dziewczyna pewnie dawno zostawiłaby takiego człowieka ale ja nie potrafiłam. Naiwnie wierzyłam, że się zmieni.
- Pójdę na terapię - W mojej głowie zawirowało. - Błagam, tylko mnie nie zostawiaj... - Wiktor klęknął i przytulił się do moich nóg. Nie mogłam w to uwierzyć, przecież on nigdy się nie zmieni. Dostał wystarczająco dużo szans i ich nie wykorzystał. 
- Nie mogę - uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po włosach. To go zawsze uspokajało. Chciałam żeby wrócił mój stary, kochany chłopak, który w życiu nie podniósłby na mnie ręki. 
Boże, jak bardzo za nim tęskniłam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz